Moje zdjęcie
W podróży rowerem i myślami za własnymi marzeniami...

czwartek, 9 lipca 2015

  Pierwszy taki dzień od dłuższego czasu, kiedy to pogoda pozwoliła na drobny odpoczynek od upalnych i co tu dużo mówić już nieco męczących dni. Temperatura wahała się w granicach 20°C (oczywiście momentami odczuwalna była znacznie, znacznie niższa). Niestety aby nie było za dobrze w pakiecie do niższych temperatur dostaliśmy bardzo silny i porywisty wiatr i deszcz w przeróżnych odmianach, od drobnej mżawki po rzęsistą ulewę. O dziwo spodziewane silne burze z piorunami jak dotąd uparcie omijają moje regiony... no cóż może to i lepiej, w końcu jazda rowerem w trakcie burzy to raczej nie najlepszy pomysł :)

Melodia na dziś:
B.J.Thomas - Raindrops keep falling on my head
-
  Minął już przeszło miesiąc odkąd zmuszony byłem zrobić nieplanowaną przerwę w moich rowerowych wycieczkach. No cóż, czasem tak bywa... ale już wróciłem! Muszę przyznać, że bardzo stęskniłem się za jazdą i ogólnie za tą specyficzną pozycją na postrzeganie otaczającego świata jaką daje usytuowanie swojej osoby na rowerowym siodełku. Tak mi się akurat trafiło, że w dniu gdy w końcu ruszam na przejażdżkę pogoda staje się co najmniej markotna. Gdy wyjeżdżałem nie padało a wiatr był raczej umiarkowany, jednak nie minął kwadrans jak na niebie pociemniało, pojawiły się silniejsze porywy wiatru i zaczęło padać. Jak na złość nie był to drobny deszczyk tylko od razu jakby urwanie chmury. Musiałem przerwać jazdę i się schować na ten czas (w końcu moja szosa to nie rower wodny ;p). W końcu przestało, ale w trakcie dalszej jazdy cyklicznie co kilka minut nawiedzały mnie mniejsze lub większe mżawki. No i wiało... wiało i wiało, potem to już w zasadzie chyba z każdej strony... ot taki urokliwy dzień ;)

W gąszczu chmur ukryte...
A tak jeszcze a propos tego wiatru, muszę koniecznie sprawić sobie jakiś golf albo taki swetro-golf… Kark i szyję przewiało mi niemiłosiernie, teraz już zaczynam odczuwać nieco ból w tych okolicach, mam nadzieje, że przez noc jakoś się rozejdzie. W każdym razie muszę rozejrzeć się za tego typu elementem do mojej rowerowej garderoby.


Dziś to niebo się przegląda

Dzisiejszy dystans to ledwie 26 km. Skromnie ale biorąc pod uwagę okoliczności pogodowe i fakt miesięcznej przerwy to uważam, iż był to odpowiedni dystans. Jechałem bardzo wolno, miałem też więcej przystanków (patrz – pogoda), no i jeszcze ten wiatr… wiem, że znowu się powtarzam ale nie ma chyba nic gorszego dla rowerzysty jak jazda pod wiatr. Czasem jak zawiało to miałem wrażenie, że mnie cofa razem z tym całym moim rowerkiem ;p Do domu dotarłem, a tam ciepła herbatka, koc… żyję a moja rowerowa dusza odżywa :)

poniedziałek, 8 czerwca 2015

 Temperatura w granicach 23°C, nieco niższa niż te, które ostatnimi czasy kreowały pogodową aurę... mimo to odczuwalnie bardzo przyjemna. Umiarkowany, ciepły wiatr nie przeszkadzał jakoś szczególnie podczas jazdy. Po wczorajszych burzach/deszczach nie ma już śladu. Na niebie drobne białe obłoki, tylko momentami ograniczające czerwcowe słońce. Naprawdę przyjemna pogoda...

Melodia na dziś:
Zbigniew Wodecki - Posłuchaj mnie spokojnie
-
 Dzisiejszy dystans to niecałe 46 km, przejechany w bardzo spokojnym (można by rzec leniwym) tempie, bo i gdzie tu się spieszyć?... ;) Trasa była niezwykle sielska, tym razem bowiem mijałem wyjątkowo dużo małych, urokliwych wiosek. 
Największe wrażenie robią na mnie stare gospodarstwa, z drewnianą zabudową i sędziwymi drzewami na podwórzu. Jedno, właśnie takie zwróciło dziś moją uwagę... bo oto przy piaszczystej ścieżce, na rozstaju dróg (przydrożny Chrystus akurat tam nie stał ale to nic ;)) znajdował się ciekawy przybytek z dawnych lat. Lekko podupadłe gospodarstwo, z drewnianym płotem, który swoją drogą chyba najmocniej został nadgryziony zębem czasu, a nad tym wszystkim dumnie królowało ogromne stare drzewo z piękną zieloną koroną. Takie drzewo na działce to wielki skarb, bo to przecież ciągle żywy świadek historii dawnych lat, a w dodatku tak urokliwy...

Król i jego włości

Przejeżdżając koło lasu, na jego obrzeżu zwróciła moją uwagę pewna brzoza. Pod nieco ponadrywaną korą, na odkrytym pniu jawiły się niezwykle interesujące wzorki. Pewne robaczki wydrążyły sobie pod korą sieć kanalików, tworząc w ten sposób jedyne w swoim rodzaju wzory. Jeden przypominał nawet słońce, gdyż wszystkie żłobienia rozchodziły się promieniście, wychodząc jakby z jednego wspólnego punktu. Być może pozostała kora skrywa pod sobą inne ciekawe dzieła tych niewielkich rzeźbiarzy... nie wiadomo... niech pozostanie to tajemnicą tej brzozy... ahh magia lasu...

Brzozowi rzeźbiarze

Drewniane słońce


wtorek, 2 czerwca 2015

 To był bardzo ciepły dzień. 26°C to prawdziwie letnia temperatura... i prawidłowo, w końcu to już czerwiec. Mimo silnego (po raz kolejny) wiatru, temperatura odczuwalna była bardzo wysoka. Co prawda dzisiejszą wycieczkę rozpocząłem dopiero późnym popołudniem, lecz mimo to miałem okazję dość intensywnie poczuć moc czerwcowego słońca.

Melodia na dziś:
Edward Sharpe and the Magnetic Zeros - Man on fire
https://www.youtube.com/watch?v=r3mS0M88ZQE

-
 Dystans w granicach 30-40 km, po raz kolejny nie mierzyłem dokładnie. Tym razem w głównej mierze były to tereny leśne i polne ścieżki. Jakoś tak ciągnęło wilka... ;)
Bardzo lubię w lasach pewien specyficzny typ ścieżek... chodzi mi o takie miejsca gdzie jednocześnie mamy połączenie zieleni krzewów, traw i ściółki oraz różnych odcieni (a przede wszystkim jasnego) brązu prezentowanych przez pnie wysokich iglastych drzew oraz piasek i wysuszone igły na ścieżkach. Gdy w tle widzę do tego błękitne niebo to moje myśli zaczynają wracać do wspomnień o rodzinnych wakacjach nad morzem. Zawsze, gdy wybieraliśmy się na plażę mijaliśmy tego typu krajobrazy... w zasadzie do pełni tamtego obrazu brakuje mi już tylko charakterystycznego zapachu morza i cichego dźwięku szumu fal w oddali. No ale od czego mamy wyobraźnię :)

Wspomnienia z nad morza

Mijając jedną z wiosek natrafiłem na ciekawe miejsce. Na jednej z działek nie znajdowało się nic poza starą studnią. Roślinność na posesji żyła sobie spokojnie własnym życiem. Nieco przerośnięta niewielka łąka otoczona krzewami i drzewami gościła tylko wspomnianą wcześniej studnię. Mimo, iż za podstawę studni służył (zdaje się) zwykły betonowy krąg, to jednak reszta mechanizmu dość mocno nawiązywała do dawnych czasów. Mamy oto bowiem blaszane wiadro na cienkim łańcuchu owiniętym wokół drewnianego walca, na którego jednym z końców znajdowała się metalowa korbka z uchwytem. I pomyśleć, że niegdyś żadne domostwo nie mogło się obyć bez takiego obiektu przy domu lub w niedalekim sąsiedztwie. No cóż, czas płynie...

Samotna studnia

Leniwie zachodzące słońce, przywołujące mnie do drogi powrotnej zastało mnie na polnych ścieżkach. Momentami czułem się jakbym podążał swego rodzaju labiryntem, w którym korytarze tworzyły łany zbóż pnące się ku górze i niczym ściany okalające z obu stron ścieżkę. Kierując się w stronę słońca, udało mi się opuścić labirynt i spokojnie wrócić do domu... a więc sukces! :)

Czas wracać



sobota, 30 maja 2015

 Mimo sporych chmur słońce dosyć często dzisiaj przebijało się na niebie. Temperatura w okolicach 19°C, choć odczuwalna momentami znacznie niższa (po pierwsze, bo na rowerze zawsze jest trochę chłodniej, po drugie zaś przez silnie wiejący wiatr). No i ten wiatr... no cóż... można by powiedzieć że nieźle nakrzyczał mi dziś do uszu. Koniec końców całkiem przyjemna aura :)

Melodia na dziś:
Of Monsters and Men - Dirty Paws
https://www.youtube.com/watch?v=MrWd0m7pmq8
-
 Dzisiejsza trasa bardzo spokojna, nie mierzyłem dystansu ale na oko tak w granicach 30 km pewnie wyszło. Mimo, że stosunkowo krótka to jednak dość zróżnicowana jeżeli chodzi o krajobrazy. Pojeździłem trochę po asfaltowych drogach, potem zjechałem nieco na polne ścieżki, by w końcu pobłądzić trochę po lesie. Mój rower (stara szosówka) oczywiście średnio radzi sobie w "specyficznym" leśnym terenie, dlatego tę część trasy nieco przespacerowałem.

Swoją drogą muszę przyznać, że zawsze wejście do lasu wiąże się dla mnie z ciekawym doznaniem. Raptem bowiem uderza we mnie chłodne, wilgotne powietrze wypełnione charakterystyczną intensywną wonią leśnej ściółki i drzew. Zupełnie inny mikroklimat, te wszystkie dźwięki ptaków, szum drzew... niby las jak to las... a jednak trochę inny świat.

Majowe leśne dywany

Przejeżdżając przez jedną z wiosek udało mi się zrobić jeszcze jedno ciekawe zdjęcie. Tym razem była to piękna łąka pełna dmuchawców, w oddali zaś znajdowało się stare gospodarstwo, na którego granicy rosły wspaniałe, rozłożyste drzewa. Niezwykła kompozycja kolorów na tle błękitnego nieba i białych obłoków, aż ciężko uwierzyć, że takie nasycenie barw jest dziełem samej natury... 



Stare gospodarstwo